Szukaj na tym blogu

środa, 23 lutego 2011

Rynek mrożonek: gdzie ten galop?

Od kilku już dobrych lat (sam obserwuję tę branżę od 2008 roku) co i rusz prasa, mniej lub bardziej specjalistyczna, raczy nas zapowiedziami świetlanej przyszłości rynku mrożonej żywności ('tylko patrzcie, jak będzie rosło!'). Oważ prasa z lubością cytuje 'ekspertów' twierdzących, iż zmienia się styl życia Polaków (więcej młodych, zabieganych, z dużych miast), ergo popyt na żywność z zamrażarki rośnie i rósł będzie. Trzeba przecież wyrównać do średniej unijnej, a tam spożycie tego typu produktów jest dwu- trzykrotnie większe niż u nas. 

Cóż, ośmielę się nie zgodzić.

Po pierwsze, wszyscy 'eksperci' wieszczący owczy pęd Polaków ku mrożonej żywności dziwnym trafem są u producenta takowej zatrudnieni, lub przez takiegoż producenta wynajęci do sporządzenia raportu. 

Po wtóre, młodzi, zabiegani, z wielkich miast, skłaniać się będą raczej ku 'zdrowej' żywności, a mrożonki nie bardzo tutaj pasują. Mnie od dziecka wpajano, że świeże jest lepsze, niż mrożone. Kłopotu z dostępnością do świeżej żywności nie ma obecnie żadnego, więc gdzie ta wartość dodana inna, niż sprzedaż kilku rodzajów owoców czy warzyw 'po sezonie'? Łatwiej mi wyobrazić sobie mrożonki zdobywające rynek gastronomiczny, gdyż tam odbiorca końcowy nie wie, czy dostał potrawę z produktu świeżego, czy mrożonego (wyczuć tę różnicę potrafi jedynie pani Magdalena 'a lody to podajecie świeże, czy mrożone?' Gessler). I tu jednak potencjał do wzrostu jest ograniczony, gdyż Polacy się nie chcą się ucywilizować i jedzenie spożywane 'na mieście', mimo wyraźnego wzrostu w ostatnich kilkunastu latach, pozostaje marginesem.         

I to jest jeden z powodów, dla których - po trzecie - możemy nigdy nie osiągnąć w Polsce owych mitycznych 27 kg mrożonek na głowę Brytyjczyka, czy 22 kg na głowę Hiszpana. Innym powodem może być przywiązanie polskiej kuchni do produktów sezonowych, czy pojawienie się kłopotów z jakością mrożonek (polecam ten artykuł) i spadek ich sprzedaży w rozwiniętych społeczeństwach ze względu na postrzeganie takiej żywności jako pośledniej. 

I wreszcie po czwarte, liczby nie potwierdzają tego hurraoptymizmu. Wartość całego rynku mrożonek w latach 2004-2009 wzrastała o średnio 6,3% rocznie, co przy rocznej inflacji w tym okresie bliskiej 2,9% nie rzuca na kolana. Prognozy mówią o CAGR na lata 2011-2013 rzędu 6,7%, od poziomu PLN 1,8 mld w 2010. Gdzie są te gigantyczne wzrosty? A pamiętać jeszcze trzeba, że mówimy o malutkim, by nie rzec: mocno niszowym, fragmencie rynku spożywczego (cały rynek wycenia się na blisko PLN 250 mld rocznie).   

Rynek wygląda na względnie stabilny, z nasilającą się konkurencją (jest tu i Hotex, i Agros Nova, i Iglotex, i  Frosta, i Pamapol), ogromną sezonowością, dużym uzależnieniem od cen produktów rolnych i bardzo kłopotliwą logistyką (tego towaru nie przewiezie się każdą ciężarówką). 

Wyniki osiągane przez spółki z branży nie imponują. Pamapol ma rentowność EBITDA na poziomie 6,6% (netto 0,8%), a ROE 2,5%. Hortex mówi o spadających o kilka procent przychodach (choć to pewnie 'zasługa' sprzedaży za wschodnią granicą) i rentowności netto całe 2,6%. Frosta ze swoją odmienna strategią i grupą docelową chwali się 3% wzrostem sprzedaży (do PLN 250 mln) i 4% rentownością netto.      

Sumując, byłbym bardzo ostrożny przy wygłaszaniu tez o 'nadchodzącej erze mrożonej żywności' i spodziewanych spektakularnych wzrostach sprzedaży i zysków spółek działających w tej branży. Jest dobra  prasa, lecz branża rośnie powoli i to pomimo ciągłego wprowadzania coraz to wymyślniejszych produktów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz